wtorek, 28 września 2010

co jest!? i dlaczego ryba

Robienie zakwasu spodobało mi się do tego stopnia, że dokarmiam go bez przerwy (tzn. co 12 godzin) i nic nie jest w stanie przekonać mnie do schowania go w lodówce.
Szukanie przepisów przestaje mi się podobać, bo wszędzie widzę jakieś małe ilości zakwasu, a to dwie łyżki a to 100g, coś strasznego po prostu. Nie poddaję się jednak i szukam dalej. Kolekcja przepisów do zrobienia jest coraz większa, ale lubię mieć wybór. Uśmiecham się szeroko i biorę się do roboty. 

Wczoraj, na własne życzenie, spędziłam wieczór z rybami. Prawdę powiedziawszy, nie jestem smakoszem, ale od czasu do czas nie pogardzę rybnym obiadkiem. Tak się składa, że to mi przypada w udziale przygotowywanie tychże obiadków;) Wracając do rzeczy. Mężu zrobił rybne zakupy, ale że robił je na drugim końcu miasta, to jedna rybka trochę mu rozmarzła. I problem gotowy, bo świeże też kupił, a tak ilość na jeden obiad to ponad moje siły. Zamrozić już się nie dało, więc zakasałam rękawy i zrobiłam co następuje.

Łosoś na sposób najprostszy 
Kawał łososia (filet sprawdza się lepiej niż dzwonka)
cytryna
sól, pieprz

Nie podaję ilości, bo jest do danie robione na oko. Najważniejsze żeby mieć dużo cytryn i folię aluminiową. 
Rybę myjemy i osuszamy, następnie solimy i pieprzymy na boku. Ja najpierw wyskrobuję wszystkie łuski, ale znam takich co tego nie robią! Kroimy cytryny na cienkie plastry i układamy na folii aluminiowej kształt przypominający czekającą rybę. Łososia kładziemy skórą na cytrynach a na wierzch kładziemy cieniuteńkie plasterki cytryny. Trzeba naprawdę cienko pokroić, bo ryba może stać się kwaśna od nadmiaru cytryny. Wszystko owijamy folią i wstawiamy do piekarnika. Temperaturę ustawiam na 180stC a czas, z tym jest gorzej, bo piekę tak długo jak ziemniaki się gotują;) Pod koniec pieczenia rozrywam lekko folię, żeby nadmiar soków trochę odparował. I gotowe. Rybka pięknie odchodzi od skóry, jest delikatna i aromatyczna.

No i jeszcze musiałam sobie poradzić ze rozzmarźlakiem. Filet z mintaja z USA był dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Wiem, jak ta ryba smakuje, ale zazwyczaj dostawałam sztuki 20 centymetrowe i raczej chude, a tu taka niespodzianka. Nie dość, że rybka dłuuga to jeszcze całkiem gruba. A co najważniejsze: nie z Chin!!! Nie zmieniło to wprawdzie faktu, że nie bardzo wiedziałam co z nią zrobić. Lubię zapiekanki z rybą, ale Mężu na hasło zapiekanka zrobił dziwną minę, więc zrezygnowałam. Zawartość lodówki nie została jeszcze uzupełniona, więc zrobienie czegoś oryginalnego było problemem. Dałam się ponieść fantazji i oto co zrobiłam. Hm, tylko jak to nazwać?
Mintaj wymiatany
kawał mintaja
4 marchewki
2 pietruszki
1 por
1 duży seler
1 puszka całych pomidorów
sól, pieprz, ziele angielskie

Rybę solimy, pieprzymy i obtaczamy w mące, i krótko obsmażamy. 
Warzywa szatkujemy na tarce, por kroimy w plasterki i wszystko chwilę dusimy. Na koniec miksujemy pomidory i takim sosem zalewamy warzywka. Dodajemy przyprawy i dusimy jeszcze trochę, potem przez kilka minut odparowujemy płyn. Tym razem rybka nie ma pływać;) W naczyniu żaroodpornym układamy warstwę warzyw, rybę i na wierzch resztę warzyw. 

Moja rybka stoi jeszcze w lodówce, gdzie smaki się przegryzają;) Przed podaniem wstawię na pół godziny do gorącego piekarnika, a potem na talerze w towarzystwie dzikiego ryżu. 
   

Brak komentarzy: