Tyle hałasu, planowania, robienia zakupów i już po wszystkim. W ogólnym harmidrze nie było czasu na robienie zdjęć i ani jedna babeczka nie pozowała, żadna muffinka, kokosanka ani królewiec. Jeszcze w sobotnie przedpołudnie wierzyłam, że się uda, ale się nie udało.
Nie będę wymieniać co jeszcze było, bo oprócz fury klopsików, które Brat P. smażył, były jeszcze koreczki, sałatki i wiele innych. Nie startuję w konkursie na najdłuższą wyliczankę. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z wszystkiego co zostało wyprodukowane w naszej kuchni w ciągu przedparapetówkowego szaleństwa. Oj, bardzo jestem zadowolona, bo i goście byli zadowoleni. Sezon imprezowy otwarty;) Przez chwilę chciałam zaprosić kilka osób na niedzielę, ale B. znowu będzie u nas nocował, więc impreza odpada. Szkoda, bo jestem w nastroju do zapraszania gości, a co ważniejsze, do spędzania godzin w kuchni. No trudno, może innym razem.
A dziś do Ma. na urodziny, wprawdzie nie było to zaplanowane i nie mamy prezentu, ale już się nie mogę doczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz