Wpadłam i to po same uszy. Wprawdzie już mi się zdarzyło piec dwa albo i trzy ciasta w tygodniu, ale teraz to już zaczyna być codziennością. A jeszcze do niedawna dziwiłam się jak tak można i kto to będzie zjadał. Sposób się znalazł. Trzeba upiec niezapowiedzianie i bez rozgłosu i żeby było trochę inne od tego ulubionego, ale tylko odrobinę. Najlepiej jak jest z owocami i jeszcze ciepłe. Tak, takie ciasta lubię najbardziej. Szczególnie latem, gdy pachnące i świeże owoce są na wyciągnięcie ręki.
Była już drożdżówka, której zdjęcie było bliskie popełnienia, ale okazało się, że po powrocie do domu była już tylko wspomnieniem. Jeszcze jest krucha tarta ze śliwkami, ale nie wiem, czy zdążę, czasu jest mało. Tarta jest ciastem idealnym, bo szybko się ją robi, ale równie szybko (jeśli nie szybciej) znika.
Jest piątek i cała masa wymyślonego pieczenia przede mną. Nie napiszę co dokładnie, bo jeszcze coś się stanie i moja wiarygodność legnie w gruzach.
Wpadłam totalnie i pomoc w kuchni będzie potrzebna. Ale o to już się nie martwię...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz